W POSZUKIWANIU SENSU BYCIA

Czy zastanawiałeś się kiedyś nad sensem bycia? Bo ja tak. Drążyłem, poszukiwałem, pytałem i nie powiem, zajęło mi to trochę czasu, ale nie żałuję ani chwili spędzonej na poszukiwaniach. Teraz wiem, że poszukiwanie było początkiem nowego rozdziału, rozdziału mojego życiorysu jaki miałem napisać już własnoręcznie, własnymi słowami. Przelać to  uczucie, które ogarnia moją przestrzeń. Przestrzeń, która jest tworem mojej budzącej się jaźni. I to jest początek mojej drogi, tak jak bym urodził się na nowo.

Analiza przyczyn bezsensu bycia

I tak sobie teraz podążam rozglądając się dookoła i z lekkim uśmiechem wspominam samego siebie.  Dostrzegam tą pogrążoną w smutku młodą osobę, która jeszcze w młodym wieku się pogubiła, zatraciła swój sens bycia. Jakbym tamten ja był w jakiejś otchłani, jakby od sensu bycia oddzielała mnie jakaś bariera. Czułem się wtedy bardzo przytłoczony i bezradny zarazem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem jak bardzo brak pewnej świadomości przyczynia się do mojego stanu. Za swój stan obwiniałem innych. obwiniałem moich rodziców alkoholików za los jaki zgotowali mnie i moim siostrom. Miałem do nich wielki żal wręcz ich nienawidziłem.

Myślałem, że mam kontrolę nad swoim życiem i dopóki tak myślałem, nie miałem jej wcale

Nasze życie determinują różne sytuacje w których uczestniczymy i tak naprawdę to one wyrabiają w nas mocno zakorzenione nawyki które siedzą głęboko w naszej podświadomości. Można by rzec, że nasza świadomość przechodzi na drugi plan, a kontrolę przejmuję nasza podświadomość. Opisywałem już te mechanizmy w poprzednich artykułach dlatego, nie będę mocno rozwijał tego tematu.

Pokrótce chodzi o to, że np. jak wyrobimy w sobie jakiś odruch, to po pewnym czasie wykonujemy go nie zwracając na to naszej uwagi. Typowym przykładem może być nauka jazdy samochodem. Na początku zwracamy uwagę na każdy szczegół, a po pewnym czasie jedziemy nie zwracając uwagi na zmianę biegów, sprzęgło, itp. I tak możemy na wyrobionych odruchach, przejechać na automacie nasze życie. Prawda jest taka że dopóki nasza świadomość nie zejdzie z drugiego planu nie zmienimy nic, a nasze życie będzie wypadkową wzorców z naszego dzieciństwa. Oczywiście nie zawsze musi być to takie złe. Ktoś mógł mieć złe dzieciństwo, a ktoś inny mógł mieć wspaniałe i bardzo dobrze mu się układa. Ale i tak  nie oznacza to, że ma na to świadomy wpływ. Po prostu pewne mechanizmy są bardziej sprzyjające i mają znacznie mniej blokad.

Brak miłości i poszanowania dzieciństwa, jako element mocno determinujący moje odcięcie od pełni bycia

Pamiętam, jak byłem jeszcze dzieckiem, jak ciężko było mi zrozumieć dlaczego moi rodzice są tak bardzo zaabsorbowani sobą i swoim alkoholickim życiem. Zastanawiałem się jak mogą wybierać alkohol, a nie życie w trzeźwości i cieszenie się nami. Pamiętam jakie emocje wtedy mi towarzyszyły. Strach, smutek, gniew, oczekiwanie, zaskoczenie, wstyd i wstręt. Niestety ale radosnych momentów z dzieciństwa nie pamiętam zbyt wiele, nawet jak były lepsze chwile, to i tak były przepełnione strachem przed tym, że są tak nietrwałe.

Dzieciństwo bodźcem warunkującym nastoletnie życie

I z takim pakietem emocji wszedłem w dorosłe życie, a raczej nastoletnie, bo o dorosłości jeszcze ciężko mówić. Ale już wtedy na tym młodzieńczym etapie miałem wizję idealnego siebie. Twardego zawodnika nie do zatrzymania, zawodnika pełnego ideałów.  Takiego siebie, który oczywiście nie popełni błędów swoich rodziców. Pamiętam to poczucie siebie, jakbym już wszystko wiedział i miał na wszystko sposób. Słuchałem tylko swojej racji. Teraz wiem, że była to racja przestraszonego nastolatka, który o życiu tak naprawdę nie wiedział jeszcze nic. Wtedy  przyszedł młodzieńczy bunt. Bunt młodego niedoświadczonego człowieka, który uważał siebie za dorosłego, bo przecież miał już za sobą niezłą zaprawę życiową.

Teraz wiem, że jedyne co wtedy miałem to zapas nagromadzonej w sobie trucizny, która już na tym etapie zaczęła mocno wpływać na moje życie. Będąc pod wpływem pakietu wzorców i zachowań jakie zaoferowali mi rodzice oraz moje otoczenie w nastoletnie życie w biegłem w trybie alkoholowego mechanizmu, którego zresztą tak nienawidziłem jak byłem dzieckiem. W tedy jeszcze byłem przekonany, że jestem ponad to wszystko, byłem pewien że mam nad swoim życiem kontrolę. Czułem że żyję. Imprezy, zabawy, nowe znajomości, ogólnie beczka śmiechu. A tak naprawdę  wszelkie relację zacząłem budować na mocno zakrapianych alkoholem imprezach. Oczywiście wtedy traktowałem to jako rozrywkę ale tak naprawdę zakładałem maskę. Maskę, która miała ukryć te wszystkie nagromadzone w dzieciństwie emocje z którymi wcale nie chciałem się w tedy konfrontować. Tak zacząłem proces izolacji, który za razem można by nazwać procesem upośledzania samego siebie. I tak toczyło się moje nastoletnie życie, które miało przygotować mnie na tak długo oczekiwaną dorosłość.

Skok w dorosłość… w depresję

Strach, smutek, gniew, oczekiwanie, zaskoczenie, wstyd i wstręt – i tak leciał czas a wymienione emocje cały czas czekały, gotując się we mnie. Alkohol, który na początku skutecznie je tłumił, zaczął przyczyniać się do rozdarcia wewnętrznego. Bańka którą tak skutecznie chroniłem tyloma warstwami masek idealnego siebie, niebawem miała pęknąć i pogrzebać mnie w bezkresnej otchłani, którą nieświadomie sam w sobie stworzyłem. Alkohol, tak skuteczne lekarstwo, które dawało iluzję swobody życia, okazało się więzieniem w którym zamknąłem swoją duszę. Wszystko ma swoją wytrzymałość i w końcu bańka pękła i nagle ogarnęła mnie ciemność.

Depresja – zrodzona z uwięzionych emocji, które mnie zdominowały. Po kolei.

Strach – przed konfrontacją z otoczeniem i samym sobą.

Smutek – w stosunku do otaczającej mnie rzeczywistości.

Gniew – na całe zło tego świata i na samego siebie.

Oczekiwanie – na poprawę zdrowia i na to, że jakaś magiczna tabletka od szanownego doktora psychiatrii postawi mnie na nogi.

Zaskoczenie – że leki tak naprawdę jeszcze bardziej   tłumiły i odcinały mnie od emocji, powodowały jeszcze większe rozdarcie.

Wstyd – przed samym sobą, że doprowadziłem do tego, czego tak jako dziecko nienawidziłem.

Wstręt – do życia i samego siebie do tego stopnia że zacząłem łapać ciągi alkoholowe, przez które o mało nie straciłem życia. Wypijając dawki tej śmiertelnej trucizny, która nie jednego już powaliła. I tak leżałem nieprzytomny na podłodze swojego istnienia, już nie bacząc na to co ze mną będzie.

Upadek elementem transformacji

Dostałem szansę. Wiem, że sam bym się nie podniósł, bliska mi osoba z mojego otoczenia podała mi rękę, poczułem coś wtedy. Wiedziałem, że jak nie włożę w to resztek siebie, sam mnie nie podniesie coś wtedy pękło i zaczęły się zmiany. Podnosząc się już nie byłem rozrywkowym imprezowiczem, byłem Alkoholikiem i przyznając to sobie rozpocząłem proces uwalniania. Proces, który w żadnym razie nie jest łatwy i wymaga mojego poświęcenia, ale na pewno jest ciekawym doświadczeniem.  Powolne odkrywanie siebie na nowo.

Terapia uzależnień jako transformacja polegająca na uświadomieniu mechanizmu, który determinuje moje życie

Oczywiście na początku z pewnymi oporami na zasadzie, co ja tu robię, przecież może wcale nie jest ze mną aż tak źle. Ale coś wam szczerze powiem, nic w życiu nie dało mi takiej satysfakcji jaką dała mi terapia uzależnień. Już wcześniej amatorsko interesowałem się zagadnieniami psychologii zachowaniami ludzkimi. Nie mniej jednak skupiony byłem na otoczeniu i kompletnie nie dostrzegałem w jakiej siedzę czarnej D…e. Byłem ewidentnym przykładem zachowań ludzkich, które podporządkowane były pewnym mechanizmom psychologicznym, które tak skrzętnie studiowałem. Dopiero na terapii zacząłem to odkrywać. I możecie mi wierzyć, grupowa terapia była dla mnie jak grom z jasnego nieba. Wtedy do mnie dotarło. Przeżyłem tyle lat myśląc że mam na coś wpływ a tak naprawdę mój wpływ został mi dawno odebrany przez mój własny umysł.

Przejęcie kontroli jako proces powrotu do zdrowia

Teraz dopiero dostrzegam jak bardzo byłem zniewolony. Tyle mechanizmów, nawyków przyzwyczajeń, tak wiele czynników, które determinowały moje życie. Które z resztą nieświadomie dopracowałem do perfekcji. Za wszystkie niepowodzenia, trudności, kogoś obwiniałem a głównie moje ciężkie dzieciństwo i odpowiedzialnych za nie moich rodziców. Coś na zasadzie jestem taki wrażliwy, smutny, nerwowy, bo miałem ciężkie dzieciństwo.

Teraz wiem, że była to iluzja stworzona przez mój umysł – ego, tylko po to, bo tak było wygodnie. Ego nie lubi zmian tworzy swojego rodzaju strefę komfortu, – coś w rodzaju jestem wyjątkowy, przecież nie przyznam się do tego że byłem w błędzie. A byłem i to przez jakieś dwadzieścia lat. I dzięki tej świadomości powoli przejmuję ster, biorę wszystko w swoje ręce.

Zaczynam świadomie wpływać na swoje życie i nie mam już wymówek, przejąłem ster i wiem że moje otoczenie jest tylko reakcją na moje zachowanie. Dlatego też biorę pełną odpowiedzialność za swoje czyny. I oczywiście popełniam jeszcze błędy i łapę się na automatycznych odruchach i zachowaniach, ale ważne dla mnie jest to, że je zauważam, bo kiedyś ich nie widziałem. Dzięki temu mogę je zmieniać. Na tym właśnie polega przejmowanie kontroli.

Świadomość działania mechanizmów podstawą zrozumienia

I tak teraz analizuję sobie swoje życie i dochodzę do wniosków, że w życiu nie ma przypadków. Przecież jakbym nie doświadczył alkoholizmu, nigdy nie zrozumiałbym przyczyn zachowań moich rodziców. Przez co żywiłbym do nich urazę do końca życia a wiadomo przecież, że przebaczenie jest fundamentem bycia w równowadze. Tak, że nie żałuję ani chwili, doceniam to doświadczenie. Odrzuciłem już te smutki i żale które tak mocno trzymały się przeszłości. Odrzuciłem też niepewność i strach stworzony  z iluzji niedostatku, notorycznego braku, jakie tworzy moje ego.

A teraz doceniam zrozumienie – bezsensu,  który sam sobie stworzyłem. Już to rozumiem. Problem polegał na tym, że moje postrzeganie było błędne, byłem tzw. Więźniem okoliczności. Coś na zasadzie, ciekawe czy w życiu mi się  uda, czy mi się poszczęści. Tak żyłem w ciągłej niepewności opartej na braku czegoś, czego pragnąłem, ciągle oczekując. Błądząc jak w gęstej mgle poszukując tego jakże dla mnie idealnego sposobu na życie.

Ale ocknąłem się,  tak teraz spoglądam i dostrzegam inne istoty, które jeszcze błądzą ale nie oceniam, nie krytykuję, bo krytykował bym przecież samego siebie. Szukają i wiem, że każdy ma swoją drogę, swój czas, który poświęca na poszukiwania i dzięki im  jestem radosny, bo wiem że szukają i jest to początek ich nowego rozdziału. Rozdziału swojego życiorysu, który już sami napiszą.

Jedyne co mnie jeszcze martwi to to, że wiele istot nawet nie zaczęło poszukiwań,  tkwiąc w tej niemocy jak więźniowie otoczenia i własnego umysłu. Teraz patrząc na nich widzę jaki byłem podatny na wpływ manipulacji serwowanej nam na co dzień. Manipulacji systemu, któremu my jako element społeczeństwa mamy służyć, oddając całą energię życia za marny ochłap jakim jest nasze miesięczne wynagrodzenie, które i tak bazując na naszej podświadomości jest na skrupulatnie odbierane. Wiem bo sam w tym uczestniczę.

Ale już widzę i nie daję się łapać na pewne sztuczki. I nie zamierzam się już rozczulać. Rozczulanie też zostawiłem przeszłości. Bo wiem że przyjdzie Twój czas. Być może dlatego czytasz ten tekst. Dlatego też piszę go z nadzieją, że dostrzeżesz ten mały promień światła, który ma nadać ci kierunek. A wiem, że ci się przyda. Ja też z niego skorzystałem. I nie martwię się bo wiem, że jak przyjdzie twój czas, wtedy go dostrzeżesz. Po drodze spojrzysz jeszcze na wiele kierunków i to też będzie twoje doświadczenie.  Bez ciemnych zakamarków nie miałbyś punktów odniesienia.   Ważne jest aby wypracować w sobie umiejętność uważności. A więc Uświadom To Sobie I zacznij po prostu Być.

Kocham cię człowieku, Raffi

Jeśli chcesz, możesz dać wyraz swojej wdzięczności stawiając nam kawę.❤

Od autora

Łukasz dziękuję za pomocną dłoń. Ta sytuacja jest przykładem tego, że życie jako wielka całość składa się z małych elementów i takim elementem jest twoja pomocna dłoń. Dlatego też uważam, że nie ma rzeczy nieistotnych, każda nawet ta maleńka ma wpływ na coś co składa się na większą całość.

Dziękuję moim bliskim. Mojej siostrze Monice, Babci, Cioci Ewie, mojej obecnej partnerce Kasi za obecność i trud bycia ze mną. Dziękuję osobą na drodze mojego życia, za cenny wkład w moje doświadczenie. Wcześniej tego nie dostrzegałem ale teraz widzę jak wiele to wszystko znaczyło. Bez waszego wkładu nie wiem gdzie bym był, ale z pewnością nie Tu i Teraz.

Dziękuję mojej bratniej duszy Przemkowi za to że możemy kroczyć ramię w ramię, odkrywając ten dotąd niedostrzegany świat.

O oczywiście pomimo wszelkich niedogodności dziękuję moim rodzicom za tchnienie życia.  Dzięki wam mogę podziwiać piękno otaczającego mnie świata.

Dziękuję.

Powyższy art. Jest tylko pobieżną analiza przyczyny i skutku. Taki mały element, który ktoś może do siebie dopasować. Oczywiście wszystko zależy od etapu jego świadomości.


Podaj dalej!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *